poniedziałek, 18 marca 2013

Szmineczki, ach szmineczki!


Witajcie kobietki! ;)
Jako, że strasznie się dziś rozpisuję - zaznaczę Wam kursywą moje suche gadanie, tak, abyście mogły dotrzeć do konkretów! :)

Dziś pragnę Wam przedstawić moją mini (chociaż w sumie nie mini, jako, że nie jestem maniaczką mazideł do ust) kolekcję pomadek! Nie posiadam tu niczego spektakularnego, a dodatkowo tylko jeden zakup był zaplanowany, upragniony i przemyślany. Jak dotąd używałam ich bardzo rzadko, gdyż KTOŚ był bardzo przeciwny używaniu przeze mnie pomadek, bo przecież zostawiają ślady bla, bla, bla, mówił, że zmienił zdanie, ale któż to wie ;) Dopiero od jakiegoś tygodnia/dwóch rozpoczęłam regularne malowanie ust i dopiero teraz dostrzegam ich fenomen – jeszcze rok temu nie spojrzałabym na szminkę, gdyż kojarzyło mi się to z dojrzałymi kobietami, mocnym makijażem i wiecznymi poprawkami.. Z tym ostatnim mam problem do dziś, ponieważ gdy tylko użyję mocniejszego koloru – momentalnie wydaje mi się, że wszędzie się rozmazuje i wyglądam jak siedmiolatka, która ukradła mamie czerwoną szminkę.. Myślę, że to kwestia czasu, aż się przyzwyczaję, ale cóż. Dość tego gadania, rozpoczynam PREZENTACJĘ!

Jeśli chciałybyście zobaczyć efekt na ustach, lub dopytać o coś dokładniej - śmiało piszcie w komentarzach, postaram się udzielić jak najbardziej wyczerpującej odpowiedzi!


A oto i moja kolekcja!
Polecę według kolejności ze zdjęcia, choć teraz pomyślałam, że przecież mogłam zostawić moją ukochaną na sam koniec..


Od najsłabszego światła, przez dzienne, do lampy błyskowej.

Rimmel Moisture Renew – numer 700, Nude Delight

 Z lampą.

Wszędzie widuję ją pod nazwą HYDRA Renew, nie wiem z czego wynika różnica w nazwach, myślę, że w Rossmannie nie sprzedali mi jakiejś podróbki.. Właściwie to podróbek Rimmela jeszcze nie widziałam – co innego podkładu z MaxFactor – postarali się, jak dostanę się do tego sklepu to postaram się cyknąć fotkę! :)
Strasznie się dziś rozpisuję, więc przejdę do rzeczy.
Jest to pomadka, za którą chodziłam dobre dwa miesiące. Nie mogłam znaleźć tego odcienia w pobliskich drogeriach, a i w Starym Browarze, w Super Pharmie występował jedynie tester. I tak chodziłam co dwa tygodnie, robiłam swatche, oglądałam kolor w każdym świetle i coraz bardziej się nim zachwycałam.. Jest to typowy, nie w pełni kryjący nudziak (wpadający trochę w pomarańcz!), który z miejsca wpadł mi w oko. Pomadka nie należy do typowych wysuszaczy, nie jest to płaski mat, a w dodatku nie uwydatnia drobnych skórek na naszych ustach. Jest bezpiecznym kosmetykiem na dzień – chyba nie da się nią pozmazać a i bez lusterka da się nią pomalować. Fioletowe (love!) opakowanie przypadło mi do gustu i.. Co tu dużo gadać, bardzo ją lubię!



Golden Rose, Perfect Shine Lipstick – numer 205

Z lampą.



Kupiona przypadkiem, podczas wielkiego wypadu do Natury, dostrzegłam w okolicy stoisko GR, zaciekawiona tym co tam mają, postanowiłam przygarnąć szmineczkę, po tym jak nie było czarnego cienia na którym mi tak bardzo zależało. Bardzo mi się podoba. Gdy usta są zadbane - nadaje niepełne krycie, stają się błyszczące, wygładzone, nie wysusza ich zanadto, trzyma się również całkiem długo. ALE, kiedy nasze usta nie są w swojej szczytowej formie - ta szmineczka sprawi, że będzie z nimi jeszcze gorzej, niestety nie rozumiem tego fenomenu. Kolor wygląda pięknie i naturalnie na ustach, jest to lekko różowawy nudziak, który przypadł mi do gustu :)


 Rimmel - Lasting finish by Kate - numer 16

Z lampą.


Róż wpadający w koral, na ustach nie wygląda tak sztucznie cukierkowo, jak na zdjęciu, niestety światło ze mną nie współpracuje :( Pomadka podkreśla wszystkie nierówności na ustach :( Ściera się równomiernie, kolor świetny (kupiłam specjalnie pod sukienkę na wesele). Idealny do opalonej cery - latem wystarczy ta pomadka i tusz do rzęs, żeby wyglądać naprawdę świetnie i świeżo! :)






Coty - Miss Sporty - numer 120, Goddess



Na zdjęciu na ręce wygląda jak mój ulubieniec z Maybelline. Nic bardziej mylnego, czerwień z pomarańczą, z drobinkami, wysusza i nie wygląda najpiękniej. Nie polubiłam się z MS, niedługo wyląduje w koszu, gdyż zbliża się koniec terminu przydatności.






Kobo Professional - Fashion Colour - numer 110, Orange


Jest to bardzo specyficzny kolor. W sztucznym świetle wpada w dość typową czerwień, w słonecznym jest to typowy ostry pomarańcz, gdzie indziej przechodzi kompletne rewolucje. Bardzo go lubię, jednak z racji tego, że jest to mocny kolor - wciąż mam problem z prezentowaniem go publicznie, wiecznie boję się, że gdzieś się rozmaże, odbije, nierówno się zje, odbije się na zębach, że będę wyglądać jak pomalowana ośmiolatka.. Ale! Coraz bardziej się do tego cudeńka przekonuję! Działanie ma bardzo przyjemne, nie przesusza nadmiernie ust i utrzymuje się na nich całkiem długo.

Jeśli chciałybyście zobaczyć efekt na ustach, lub dopytać o coś dokładniej - śmiało piszcie w komentarzach, postaram się udzielić jak najbardziej wyczerpującej odpowiedzi!

Myślę, że na dziś to tyle! Chciałam się jeszcze pochwalić, że przyszła do mnie paczka od MintiShop i byłam na drobnych zakupkach.. Notka o tym już niebawem, a póki co - życzę miłego wieczoru!

5 komentarzy:

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie komentarz! :) Cenię sobie każdą opinię, pozytywną jak i negatywną.
Odwiedzam każdą z Was, a komentarze typu ' wejdź do mnie ' będą zwyczajnie ignorowane :)